niedziela, 26 czerwca 2011

Powrót

Ponad pięć lat minęło, odkąd wróciliśmy do kraju. Pięć lat, których początek wyznaczał zachwyt nad dawno zapomnianą zielenią warszawskich drzew, wędrówki starymi ścieżkami dzieciństwa i próby odnalezienia się w rzeczywistości, od której ja odwykłem, a która dla mojej rodziny była równie obca i niezrozumiała, jak obce i niezrozumiałe jawią się większości z nas dalekie Chiny. Potem przyszła kolej na kłopoty finansowe i poszukiwanie źródła utrzymania - ze zmiennym szczęściem, jak to zwykle bywa na początku, gdyż długa nieobecność zwykle owocuje rozluźnieniem lub zerwaniem starych kontaktów i pewną alienacją.
Potem był czas na pracę. Jedna firma, druga. Codzienne uwięzienie po osiem godzin w biurze, dojazdy w tę i z powrotem zatłoczonym metrem, no i ten ciągły cwał - a wszystko to w atmosferze bardzo dalekiej od zdrowia psychicznego. Tylko w imię czego...?
No więc wreszcie się coś dzieje. Po raz pierwszy od pięciu lat moja żona pojechała z młodszym synem na wakacje do Chin (czas najwyższy, bo szkoda byłaby, żeby zapomniał języka kraju, w którym się urodził!), a ja siedzę na balkonie warszawskiego mieszkania i paląc fajkę obserwuję chmury płynące sobie po niebie. Białe chmury sunące cicho i miękko po błękicie letniego nieba - taki banał, prawda? A jednak uświadomiło mi to, że w całej tej bezsensownej galopadzie, że zapomniałem już niemal, jak wyglądają chmury.

Już blisko północ, a poblask wieczornej zorzy jeszcze błąka się niczym echo lub ulotne, przeźroczyste widmo nad zachodnim widnokręgiem. Nieszczęściem współczesnego człowieka jest nieświadomość i bezmyślne przechodzenie - czy raczej przebieganie - obok piękna tego świata. To piękno już nie wróci; miejsca, które minęliśmy biegnąc z zaciśniętymi oczami zostają daleko poza nami, a my gnamy jak oszaleli naprzód - gdzieś tam, gdzie czeka koniec. Czy warto? Czy jest dokąd się spieszyć? Tam, przed nami nie ma nic - nic więcej, poza tym, co jest dziś.
Dlatego czas na zmiany. Czas coś z tym wreszcie zrobić. Będą wpisy, będą opowieści. Będzie...
...ale wszystko w swoim czasie! ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz