wtorek, 19 stycznia 2010

Miasto (1)


Wczorajszy dzień odsuwa się coraz dalej w cień, odchodzi, pozostawiając wspomnienia ciszy, ogromu nieba o zachodzie słońca, majestatycznej zadumy gór. Nie zawsze bywało tak cicho i milcząco, a jednak tak jakoś się dzieje, że właśnie cisza i samotność najbardziej pozostają w pamięci, gdy blakną ludzkie twarze, cichnie zgiełk i gwar zatłoczonych ulic najludniejszego państwa Świata.


***
Siedzę na starym wiklinowym krześle przed wejściem do sklepu nad brzegiem Szmaragdowego Jeziora, na nierównym chodniku. Siedzę, i jak codzień czekam na Ciszę. Przychodzi zawsze przed zmierzchem. Niekiedy wcześniej, w skwarze letniego popołudnia. Pojawia się znikąd, ogarniając świat. Czesto też pojawia się wraz z niknacym w oddali warkotem przejeźdżającego ulicą samochodu, cichnącym odgłosem kroków lub rozmowy przechodniów.


***
Stoję oparty o murek ograniczajacy z jednej strony szkolny korytarz otwarty z jednej strony jak krużganek. Szkoła stoi pusta i cicha, bo to sobota. Odpoczywa od zwykłego gwaru dnia codziennego, gdy po jej salach lekcyjnych, schodach i korytarzach dudnią tysiące małych stóp. Dziś odbywają się tylko zajęcia pozalekcyjne, na które szkoła wynajmuje swoje puste o tej porze sale - plastyka
Z wysokości trzeciego piętra widać wyraźnie ciągnące się nieopodal pasmo górskie zamykające kotlinę, w której leży miasto. Góry są tu zresztą wszędzie dokoła, inaczej, niż na równinach, zamykają horyzont, gdziekolwiek by nie spojrzeć, spinając ziemię z kryształowym błękitem niewyobrażalnie wysokiego sklepienia niebios.
By na ósmą rano dotrzeć do tego nowego osiedla na dalekich półnoncych rubieżach Kunmingu, co sobotę wstaję wcześnie rano i jadę na rowerze niemal czterdzieści minut, bez wzgledu na porę roku – w letnim skwarze, wiosennej ulewie czy zimowym sniegu. Po tym, jak z Osiedla Białego Konia położonego na zachodnich przedmieściach przeprowadziłem się bliżej centrum miasta, i tak mam znacznie bliżej. Jadę najpierw ulicą Ludową na wschód, skręcam na północ, przejeżdżam w pobliżu Uniwersytetu Prowincji Yunnan, znowu skręcam na wschód, a potem znowu na północ. Droga jest długa, prowadzi przez mozaikę nowych osiedli i wcisniętych pomiedzy nie kwartałów dawnej wiejskiej zabudowy. Tego rodzaju przemieszanie jest bardzo znamienne dla krajobrazu współczesnych chińskich miast, rozwijajacych się szybko i dynamicznie, lecz bardzo nierównomiernie. Prawdopodobnie wkrótce się to zmieni i znikną nie tylko wiejska zabudowa stłoczonych, chaotycznie pobudowanych prywatnych domostw z zaułkami nierzadko tak wąskimi, że wysunięte od pierwszego piętra w górę ściany budynków po obu stronach ulicy zbliżają się do siebie tak bardzo, że niesposób otworzyć okna, ani nawet rozróżnić pory dnia, gdyż wogóle nie widać nieba. Zniknie również w większości architektura drugiej połowy ubiegłego wieku - zamknięte osiedla zbudowane przez upadajace dziś jedna po drugiej państwowe “jednostki produkcyjne”, instytucje i przedsiębiorstwa z przeznaczeniem na mieszkania pracownicza. Kunming, jak wszytkie chińskie miasta, radykalnie zmieni swoje oblicze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz